Forum klanu
Ciemny jod³owy las piêtrzy³ siê gro¼nie po obu stronach drogi. Ch³odny wieczorny wiatr porusza³ koronami drzew; pochyla³y siê teraz ku sobie w zapadaj±cym zmroku, czarne i z³owrogie.
W od dali mo¿na by³o jedynie dostrzec przemykaj±ce miêdzy ¶wiat³em ,a cieniem odziane w ciemne p³aszcze postaci. Zmierza³y one w kierunku jedynego najbli¿ej znajduj±cego siê obozu w owym jak¿e nieprzyjemnym dla obcych miejscu.
- Ty Ylf... Powiydz mi jyszczy roz. Gdziy my idziym?... - Zapyta³a ni¿sza z postaci nerwowo rozgl±daj±c siê po lesie.
- Do obozu. - Odpowiedzia³ z westchnieniem jego wy¿szy towarzysz.
- Ty ³ysowy dziwol±gu! Do jykiygo kuzwo obozu idzym, ¿y musim przychodzi przystyn czorci los? - Warkn±³ gniewnie ni¿szy szarpi±c siê za sw± siw± brodê i przytulaj±c mocniej do swego solidnego m³ota bojowego.
- Toæ ci mówi³em do jakiego... - Wyszepta³ elf zabezpieczaj±cy d³oni± swój kaptur, który to przy nag³ych mocniejszych zrywach wiatru zwiewa³ mu do ty³u.
- Ty mi mówi³y¶? Kiydy niby mi cokolwiyk mówi³y¶? - Zapyta³ siê brodaty marszcz±c swe krzaczaste brwi.
- Wczoraj wieczorem, w gospodzie...Zanim wyruszyli¶my... - Odrzek³ spokojnie elf.
- Wczoroyj wiyczorym?... - Ni¿szy rozmówca próbowa³ siê skupiæ, by móc sobie co¶ przypomnieæ, lecz otoczony wraz z towarzyszem przez las i wszechobecny mrok, budzi³ siê w, nim nie zrozumiany dla niego nie pokój, który to w ca³o¶ci zajmowa³ jego umys³ odsuwaj±c na dalszy plan inne mniej wa¿ne w tym momencie my¶li. Wiatr za¶ zawodzi³ p³aczliwie po¶ród wierzcho³ków drzew zag³uszaj±c wszystkie odg³osy ¿ycia.W tym tajemniczym i jak¿e wzbudzaj±cym lêk miejscu.
Offline
Sz³a powoli, nie spiesz±c siê nigdzie, a czaszki ma³ych ma³p przywieszone do jej szamañskiego kostura obija³y siê z³owieszczo na wietrze. Przywyk³a ju¿ do ciemno¶ci owego lasu, do niespodzianek na jakie mog³a w nim natrafiæ, ale nie przywyk³a do widoku innych osób. Dostrzeg³a dwie postacie wysok± i nisk±. Zmru¿y³a oczy, ale nie dostrzeg³a szczegó³ów anatomicznych dla danej rasy.
Zbli¿y³a siê do nich wychodz±c na ubity go¶ciniec, a raczej ¶cie¿kê, któr± zdarza³o siê jej chodziæ. Stanê³a na przeciw mê¿czyzn i dopiero teraz dostrzeg³a, ¿e jest to mroczny elf i krasnolud.
- Kto wy ? - zapyta³a szybko i ze spokojem ( niepodobnym dla jej rasy ) oczekiwa³a ich odpowiedzi.
Wiatr sprawi³, ¿e jej peleryna ³opota³a silnie, a czaszki przy kosturze znów zaczê³y ³omotaæ niepokoj±co.
Ostatnio edytowany przez Cynadriel (2012-05-23 17:19:57)
Offline
Nag³y ch³odny powiew wdar³ siê pod kaptur elfa powoduj±c ciarki na ca³ym jego ciele, gdy ten uniós³ g³owê aby spojrzeæ na przybysza, wy³aniaj±cego siê z gêstwiny. Jego ni¿szy towarzysz przyj±³ bojow± pozycjê trzymaj±c dziarsko swój potê¿nie wygl±daj±cy m³ot.
- O, kto pyto?! - Burkn±³ Krasnolud w odpowiedzi na zadane pytanie orczycy marszcz±c gro¼nie swe siwe krzaczaste brwi w raz ze swym zaciêtym wyrazem twarzy wyczekuj±c jej dalszych dzia³añ. Wiatr chwilowo usta³, a g³êboka cisza zawis³a nad lasem, g³uchym, zakrzep³ym w bezruchu niczym sfinks z u¶miechem maj±cym w sobie grozê nieomylno¶ci.
Offline
Dwóch na jedn± ? Raczej mia³a marne szanse by wygraæ, choæ mo¿na rzec, ¿e zna³a ten las prawie jak w³asn± kieszeñ. Z jednej strony mog³a uciec i po prostu zostawiæ ich na drodze, ale mimo wszystko zwyciê¿y³a ciekawo¶æ nad rozs±dkiem.
- Mo¿e najpierw rozja¶niê tê ciemn± przestrzeñ ? - przesunê³a d³oni± nad kosturem, a kula umocowana obok czaszek na trzonie tej magicznej laski zab³ys³a p³omieniem niczym pochodnia.
Jakie¶ ptaki zerwa³y siê do lotu i str±ci³y kilka ga³êzi.
A wiêc nie myli³a siê przynajmniej co do krasnoluda, ale widok mrocznego elfa w tych okolicach by³ do¶æ niecodzienny. Opar³a siê na kosturze i wymieni³a spojrzenia z mê¿czyznami. Odchrz±knê³a cicho i lekko siê u¶miechaj±c powiedzia³a:
- Zw± mnie Narathiel zu Gandi i jak widaæ jestem szamank± - powiedzia³a spokojnie i znów zerknê³a na mê¿czyzn przeszywaj±c ich swoim wrêcz zwierzêcym wzrokiem.
Ostatnio edytowany przez Cynadriel (2012-05-23 19:21:36)
Offline
Mroczny elf po³o¿y³ d³oñ na ramieniu swego towarzysza daj±c do zrozumienia, by ten rozlu¼ni³ siê trochê.Zewsz±d otacza³a ich cisza; napiera³a na nich tak, ¿e czuli j± niemal namacalnie.
- Jestem Renveln ust Dreahdrianan, a mój nerwowy niski towarzysz, to Roriel Trrel. - Odrzek³ elf z dziwnym mrucz±cym jak na jego rasê dialektem. Zuchwale przerywaj±c panuj±c± g³uch± martwotê lasu.
Offline
Nadchodzi³a ta pora, w której las zdawa³ siê najbardziej przera¿aj±cy swoj± ciemno¶ci±. A czas na klepsydrze p³yn±³ jako¶ dziwnie powoli.
Kiwnê³a na nich porozumiewawczo i znów wykrzywi³a usta w u¶miechu, a dziwne wzory zdobi±ce jej twarz pog³êbia³y nieco upiorny jej wizerunek.
- Zastanawiam siê co was tu przygna³o o tej porze ... za dnia widuje tu ma³o osób, a co dopiero noc±. - podrapa³a siê palcem w skroñ.
- Musicie byæ albo nienormalni co raczej wykluczam, albo rzeczywi¶cie zmierzacie do jakiego¶ celu. Nikt o zdrowych zmys³ach siê tu nie zapuszcza.
Tym razem za¶mia³a siê krótko i otrzepa³a p³aszcz z sosnowych igie³.
Offline
Coraz wiêkszy mrok lasu przygniata³ blade ¶wiat³o kostura szamanki. Mia¿d¿y³ ich mózgi ciê¿arem swego nieskoñczonego ogromu jak masy g³êbinowych wód cisn± na cia³o nurka.
- Ni normolni... To my nopywno jysty¶my... O, on.. - Skomentowa³ k±¶liwie krasnolud skin±wszy lekko g³ow± w stronê elfa. - Do jokiygo¶ obozo chcy doj¶æ. O jo, bo dy³ym siym jok tyn duryñ zoci±gn±æ do tokiygo myjsco... Los, to niy miyscy dlo Khozockiygo kowolo... - Rozleg³ siê w ciszy daleki, s³aby zew przerywaj±c monolog krasnoluda. Wzbi³ siê szybko w górê, a¿ osi±gn±³ najwy¿szy ton; zawis³ na nim przez chwilê, napiêty i dr¿±cy niczym jêk potêpionej duszy, gdyby nie brzmia³a w, nim niebezpieczna ponura dziko¶æ i po¿±dliwy g³ód.
- Wybacz szamanko Narrathiel - Przemówi³ ponownie mroczny swym mrucz±cym dialektem. - Lecz stanie w miejscu i rozwodzenie siê nad przyczyn± powodu, dla którego tu jeste¶my jest dla nas marnotrawstwem czasu.
Offline
Zatem chcieli doj¶æ do obozu, do bramy, do miejsca, które ona osobi¶cie nazywa³a mordowni±. Wiedzia³a gdzie to jest, wiele s³ysza³a o tym miejscu od innych szamanów i czarodziejów.
Cisza w lesie by³a niezno¶na i z ka¿dym momentem bardziej dzia³a³a na wyobra¼nie.
- Có¿ wiem, gdzie to jest o ile my¶lê o tym samym miejscu co wy. Musimy jednak zabieraæ siê st±d jak najszybciej, robi siê niezbyt bezpiecznie. - powiedzia³a zdecydowanym tonem i nakaza³a im gestem d³oni pod±¿aæ za sob±.
Porusza³a siê z gracj± i prawie nadnaturaln± szybko¶ci± jak na orka. To by³o do¶æ dziwne, ale skoro jako szamanka potrafi³a manipulowaæ swoim cia³em i si³ami witalnymi, reszta nie sprawia³a jej problemu.
Obejrza³a siê za siebie, upewniaj±c siê, ¿e mê¿czy¼ni pod±¿aj± za ni±. Gdyby mia³a wilka lub inne zwierze na pewno dostaliby siê pod bramê szybciej. Teraz musieli polegaæ jedynie na sile swoich miê¶ni i na szczê¶ciu.
Offline
Gdzie¶ w oddali us³yszeli d¼wiêk, jakby na ziemiê opad³ kawa³ ska³y. Potem drugi. Potê¿ne, synchroniczne uderzenia mo¿na by³o wyczuæ w nogach, które lekko ugiê³y siê wszystkim z zaskoczenia. O dziwo, by³ to jedyny s³yszalny d¼wiêk. Zwierzêta musia³by byæ spokojne, skoro nie ucieka³y w panice. Czy to powtarza siê czêsto?
Po kilku chwilach odg³osy potê¿nych kroków usta³y, daleko od wêdrowców.
- Nie powinno was tu byæ. - Rzek³a krótko m³oda kobieta, stoj±ca prawdopodobnie od d³u¿szego czasu w gêstwinie, teraz id±ca w ich kierunku. Mia³a krótkie, szare w³osy, na sobie ubranie z pozszywanych skór. W d³oni dzier¿y³a poskrêcan± ga³±¼, s³u¿±c± za kostur. - Ten las nie lubi obcych. Zw³aszcza tak ha³a¶liwych.
Offline
Nie uszli za orczyc± wiêcej ni¿ sto jardów, gdy ziemia pod ich nogami zatrzês³a siê uginaj±c, im kolana. Z le¶nego poszycia wy³oni³a siê smuk³a postaæ kobiety. Dwaj towarzysze stanêli w milczeniu tylko spogl±daj±c po sobie w nie ukrywanym zaskoczeniu. W le¶nej otch³ani rozleg³ siê drugi zew ostro jak ig³a przeszy³ ciszê, która nasta³a tu¿ po wypowiedzianych s³owach przez nieznajom±.
- Proszê nam wybaczyæ, je¿eli zak³ócili¶my ci w jaki¶ sposób twój spokój. Postaram siê zapanowaæ nad swoim g³o¶nym Khazacki kompanem. - Zapewni³ ostro¿nie dobieraj±c s³owa elf. Krasnolud chrz±kn±³, co mia³o oznaczaæ, ¿e siê nie zgadza ze s³owami elfa, który to obwinia³ go za wszystko.
- Ty¿ ryjo dor³y¶. - Burkn±³ nie zrozumiale pod w±sem.
Offline
Nie mój... Zarówno wy, jak i ja jeste¶my tu tylko go¶æmi. Nasz... Gospodarz nie przepada za tymi, którzy zaburzaj± równowagê. Ka¿dy skutek ma przyczynê. Krêgi na wodzie wywo³uje kropla, po¿ogê wznieca g³upiec z krzesiwem... - Powiedzia³a kobieta tajemniczo, przenosz±c spojrzenie po oczach pozosta³ej trójki.
W lesie znów panowa³a coraz bardziej przera¿aj±ca cisza.
S³ysza³am, ¿e idziecie do obozu. Pójdê z Wami, mam do pomówienia z dowodz±cym tym ba³aganem. Id¼cie, nie jestem Wam wrogiem. - Wskaza³a drogê koñcówk± pokrêconego kostura.
Offline
Dziwne ... nigdy nie czu³a siê w lesie jak intruz. To prawda z pocz±tku by³o ciê¿ko, szczególnie noc±, a teraz có¿ jaka¶ ludzka kobieta wmawia jej, ¿e jest tu obca.
Mo¿e mia³a racje ? Ale orcza te¿ swoje racje mia³a, gdyby n czu³a siê tu nieswojo nie wiedzia³aby jak trafiæ pod bramê. Wola³a jednak zamilczeæ i tylko i¶æ we wskazane miejsce, które i tak dobrze zna³a.
Offline
Szli za orcz± w milczeniu, oszczêdzaj±c tchu, by zachowaæ si³y. Jego elfi posuwisty krok by³ niczym w porównaniu z tempem jakie nadawa³a szamanka.
- Czykojto!- Wychrypia³ zasapany Krasnoud. - Zróbmy chwiol przyrwy. - Renveln spojrza³ na zmêczonego nizio³ka ze wspó³czuciem z³a kondycja jego towarzysza ¶wiadczy³a o nie dba³ym trybie jakie, to prowadzi³ jego kompan, wieczne hulanki i obfite jad³o dawa³o teraz o sobie znaæ.Ksiê¿yc ju¿ dawno wy³oni³ siê zza ciemnych chmur, pokrywaj±cych ca³e niebo. Jego blade ¶wiat³o tworzy³o niesamowit± grê cieni w¶ród konarów drzew.
Offline
Siwow³osa kobieta skinê³a g³ow±, jakby jej to by³o obojêtne. Mimo wszystko przystanê³a na kilka stóp od krasnoluda. Jednocze¶nie bacznie obserwowa³a korony drzew, jakby czego¶ tam szuka³a. Musia³a siê nad czym¶ zastanawiaæ, porusza³a ustami, szepcz±c co¶ niezrozumia³ego do siebie.
Offline
By³a przyzwyczajona do kilkugodzinnego marszu ka¿dego dnia, ale wiedzia³a, ¿e s± te¿ inni i to w³a¶ciwie do najs³abszych winno dostosowywaæ siê tempo.
- To ju¿ niedaleko, ale w porz±dku odetchnijmy chwilê
Siêgnê³a od niechcenia do swojej torby i niby sprawdza³a czy zio³a rzeczywi¶cie tam s±
Offline